Napiszę krótko, bo nie ma się nad czym rozwodzić: byłam na ICC. Czym jest ICC założę się możecie przeczytać choćby u Jamajki, no i oczywiście o tym, jak tam było również. Powtarzam więc, nie będę się nad tym roztwierać. Powiem tylko tyle, że było super. A żarełko jakie dobre! Tylko wyspać się nie szło, bo na śniadanie trzeba było iść o 7.30, a koniec wszystkich zajęć był o 21, a przecież pointegrować się było też trzeba, to gdzie tu o śnie by kto myślał?! To na tyle jak chodzi o moje wrażenia… No dobra, nie na tyle, ale to już chyba kwestia na inny raz. Teraz i tutaj mam zamiar napisać raczej o pamiątkach, które przywiozłam, i którymi mam się zamiar z Wami podzielić. Pierwsza z nich, czyli "Ja też mam "Wlazł kotka"" jest już na blogu. Jest to po prostu zapis mojej jak widać dość udanej próby nauczenia obcokrajowców na jam session grania tej radośnie przez Dawida i innych wykorzystywanej pioseneczki. Podśpiewuję ja, gra… No nie wiem jak się gość nazywa, ale z tego co wiem jest z Japonii. Następne wpisy to będą jak sądzę:
Cykady, pojedynczo i w grupowo, które jakoś mi się w końcu udało nagrać, choć brzmią inaczej niż w rzeczywistości niestety. Tych wpisów lepiej słuchać na słuchawkach. A może tylko jednego wpisu, po co w sumie Was zawalać takimi pierdołami za wiele?
Nagranie części piosenki, którą graliśy również na jam session.
Morskie organy w Zadarze. Bardzo ciekawa konstrukcja. Jeśli dobrze pamiętam to po prostu cóś betonowego w morzu przy brzegu, co kiedy fale w to wpływają i zmieniają ciśnienie, wydaje dźwięk, którego nie chcielibyście usłyszeć w środku nocy.
Jeśli nie zrobi tego Jamajka, to chyba wrzucę też nagranie chóru, na który natknęliśmy się na jakimś takim placu/rynku, wracając do hostelu po 21, czyli kiedy już było ciemno. I nie wiem, może jeszcze coś tam mam, ale nie pamiętam co. Jeśli coś ponadto się znajdzie, to w pierwszym komentarzu najwyżej dam opis.
A, zapomniałam napisać wcześniej, więc zmodyfikuję wpis i dodam, że przepraszam za jakość i tło, ale po prostu nagrywanie Iphoniaczem innych skutków nie daje, a nic lepszego najzwyczajniej nie posiadam.
Wszyscy ciągle udostępniają wierszyk o lokomotywie w komputerze. Popatrzcie raz, jak to naprawdę powinno być.
Jeśli nie rozumiecie czegoś, to ja chętnie przetłumaczę. 😛
LOKOMOTYWA (w gwarze poznańskiej)
Stoi na stacji wielgachno bana
cało w oliwie jest opypłana.
Para z ni bucho i poświstuje
a palacz ciyngiym wef ni hajcuje.
Wuchte wagonów mo zahoczone
wef kożdym klunkrów jest nawalone.
Jest tych wagonów cóś ze śtyrdzieści
wcale nie wiada co sie tam zmieści.
W piyrszym wagónie kole wynglarki
jadom z Poznania same Kaczmarki
jedzie tyż kundziu i z Wildy szczuny
a kożdy śrupie z tytki bonbony.
Wef drugim szkieły i ejber łysy
śtyrech góroli i dwa hanysy.
Potym jest proszczok, owce i kónie
wszysko to w czecim jedzie wagónie.
Dalej som ryczki i szafónierki
jakieś wymborki i salaterki.
Śtyry wagóny jadom z meblami
za nimi dziesińć wagónów z pyrami.
Na samym kuńcu cołkiym dla śmiechu
tyn co to pisoł – sam Wuja Czechu.
Uwaga, utwór jest ładny, ale zawiera treści, z którymi można dyskutować.
Niewidoma
Autor dla mnie wciąż nieznany, bo w internecie tego nie mogłam znaleźć
Połóż dłoń swoją proszę na mojej twarzy.
Chcę trochę o twojej dłoni pomarzyć.
Chcę odczuć od nowa jej ciepło i siłę
I zbadać wargami jej kształtów zawiłość
O, jakże władczym jest ręki twojej dotyk,
Dwa światy łączy węzłem leciutkiej pieszczoty.
Jakże mi wiedzieć gdzie się świat twój zaczyna?
Jakąż to drogą iść musi ku niemu ślepa dziewczyna?
Mówisz mi często, że jestem piękna.
Słodko słyszeć te słowa, choć nie wiem, co znaczą.
Bo ja myślę, że wszystko jest piękne – wszystko, co można zobaczyć.
Więc mówisz: złote mam włosy… Złoto dźwięczy.
"Oczy błękitne jak niebo"… Jakiż jest błękit?
"Usta jak maliny"… Wonne i słodkie maliny,
czyż można porównać do ust niewidomej dziewczyny?!
Nie myśl, że jestem smutna. Ja się tylko dziwię,
że świata można tak daleko oczami dotykać,
że świat Nie jest tylko w bolesnych potknięciach prawdziwy,
że w tobie dla mnie słowami rozkwita.
Przesuń dłoń swoją proszę po mojej twarzy.
Zbadaj ją tak, jak ja badać muszę twoją!
Przecież się ręka twoja na taką wędrówkę odważy
Drżenie jej wargi moje uspokoją.
A więc napotkać musiałeś i oczy –
ściany twarde, powiekami niepotrzebnie zakryte
Uderz w me oczy! Błysk w bólu to jest światło jedyne,
jakie w mych oczach może zaświtać!
Ja tego co ty nazywasz patrzeniem czynić nie umiem.
Lecz muszę patrzenie zrozumieć, więc na tym błysku świat i światło buduję.
I to wszystko, czego w tobie nie widzę.
A teraz, odejmij dłoń swoją proszę od mojej twarzy.
Jakże się lęk mój bez końca odnawia!
I zważ, jakie to dziwne, że my się kochać możemy,
Gdy ja do ciebie ze swego świata przemawiam
I słyszę twoją odpowiedź z nieznanej mi ziemi.
Dziś do babci przyszedł znajomy. Posiedział, pogadał z nią i powymieniali się trochę swoimi poglądami na życie. Chcąc nie chcąc, musiałam ich słuchać. A oto, czego się dowiedziałam:
1: do starego człowieka nikt nie chce przyjść i spędzić z nim trochę czasu, choć wiele się o tym mówi.
2: Komornicy to najgorsza hołota. Najlepiej byłoby zamknąć ich wszystkich do obozu pracy.
3: Te ludzie dzisiejsze to bez komputera nic nie umią, same głupki ci młodzi teraz. Jak im te komputery padną to ciekawe co zrobią.
3: Opiekunka z PCK to niby dobrze, że jest, ale też w zasadzie źle, bo ciągle trzeba pilnować, żeby czegoś taka nie ukradła. Bo też tam chyba zatrudniają chyba najgorszych ludzi do takiej pracy. I, uwaga, nieważne, że tak naprawdę najgorszą cholerą dla babci okazały się dwie tylko z tych opiekunek, a reszta była w porządku. Wszystkie równo, no, może poza dwiema, które są kochane, to małpy przeklynte.
4: Pan Bóg dał ludziom 10 przykazań, ale ludzie mają je za nic. Pójdzie taki katolik do spowiedzi i już ma grzechy odpuszczone. A piąte (tak, piąte, nie siódme) przykazanie jest nie kradnij. Ale komu to jest potrzebne, któremu katolikowi, który chodzi w niedzielę do kościoła. To już jest za stare, żeby w to wierzyć.
Poza wszystkim, wyczuwam tu wpływ propagandy świadków Jehowy, do których i babcia, i ten znajomy należą. Swoją drogą ciekawie ta rozmowa wyglądała. Babcia coś mówiła, a on jej przytakiwał i jeszcze coś dorzucał. Sam chyba nic konstruktywnego nie powiedział poza pogłębieniem tematu.
A teraz refleksja: ja rozumiem, że narzekanie jest takie fajne, bo człowiek narzekający czuje się jakoś lepszy niż ci, na których marudzi. Problem polega na tym, że babcia robi to bardzo często, a już jak ktoś do niej przyjdzie, oo to wtedy to już ma z kim sobie pogadać, znaczy pobrynczeć. Dochodząc do konkluzji: kurde, jakie to jałowe! Jakie to nudne i jednostajne! I na dodatek odnoszę wrażenie, że to jest już taka przypadłość starszych ludzi, że widzą samo złe, że tylko kiedy ich za język pociągnąć, z generalizowania wszystkiego i wrzucania do jednej wielkiej szuflady z naklejką "Świat się tylko pogarsza" potrafią wygrzebać i oddzielić coś, z czego są zadowoleni. Dla takich ludzi to dopiero życie jest ciężkie!
Mam nadzieję, że ja tak nie skończę.