Jadę na zawody

Oczywiście, każdego, kto chciałby dowiedzieć się więcej na ten temat, zachęcam do zadawania pytań w komentarzach. 🙂

Kategorie
Uncategorized

Karetki, kubki i pogoda

Kilka razy dziennie pod naszymi oknami przejeżdża całę stado samochodów na sygnale. Rozlega się wtedy nieodmiennie wielkie wycie, jazgot, ogłuszający hałas i w ogóle, średnia to przyjemność znajdować się wtedy w pobliżu. Brzmi to, jakby się wściekły i gnały na ofiarę – takie odnoszę wrażenie. Pozostaje się tylko cieszyć, że siedzę wtedy zwykle zamknięta w cichym, ciepłym domku. Ale gdy otworzę okno, irytuje mnie ten zgiełk, bo jeśli akurat słucham czegoś, korzystając z głośników, hałas po prostu przykrywa to, co z siebie wydobywają. I tutaj pojawia się pytanie: po jaką cholerę te samochody służb wytwarzają aż tyle jazgotu? ? Ileż to razy zdarzyło się, szczególnie wtedy, gdy nie poruszałam się jeszcze po mieście tak sprawnie, jak teraz, że zostałam dosłownie ogłuszona? Uczucie porównałabym z tym, jakie miałam przebywając na imprezie rockowej, tylko w [hehe] wypadku karetek, dźwięki były stanowczo bardziej wnerwiające. Gdybym nie miała świadomości bycia na bezpiecznym chodniku i nie stanęła dodatkowo spokojnie, żeby to przeczekać, straciłabym orientację i ze strachu mogła wyleźć na ulicę, próbując się od niej oddalić. Zapewniam, że takie sytuacje się zdarzały. A ileż to razy,, ogłuszona, po prostu traciłam kontakt z otoczeniem?
Słuchajcie, zdaję sobie sprawę, że to jest po to, by każdego w promieniu dziesięciu kilometrów ostrzec, żeby wszyscy natychmiast uciekali takiej karocy z drogi i w ogóle, dla sprawniejszego przemieszczania się pojazdów uprzywilejowanych. Ale czy w tym celu trzeba mordować słuch ludzi wokół? Nie, nie wszyscy poruszają się dźwiękoszczelnymi samochodami z muzyką puszczoną na full. Są też przechodnie, tacy zwykli, szarzy ludzie, którym aż flaki podskakują, gdy przejeżdża pojazd na sygnale, a przygłuszeni są jeszcze dłuższą chwilę po jego zniknięciu. Zresztą… No proszę państwa, przecież po coś jest jeszcze ten, niełatwy wszak do przeoczenia, sygnał świetlny. Nawet ja byłam go w stanie dojrzeć jeszcze niedawno, więc i kierowcy dysponujący co do zasady dobrym wzrokiem powinni móc to uczynić. Czy istnieje więc jakiś naprawdę racjonalny powód, by te syreny wyły z głośnością z całą pewnością przekraczającą wszelkie normy dopuszczalnego hałasu? I czy da się z tym coś zrobić? I, oczywiście, czy komuś jeszcze takie rzeczy przeszkadzają, czy tylko mi?
No, a skoro sobie ponarzekałam, to teraz nadchodzi pora, by coś wychwalić, czyż nie? Chciałabym zatem oznajmić, że kupiłam niedawno przefajne kubasy. Kosztowały 7 zł za sztukę i nie wiem, jakie mają ilustracje, ale nie obchodzi mnie to szczególnie. Ważne, że mają super kształt, a mianowicie są niemal kwadratowe w przekroju pionowym. No i, najważniejsze: mają około pół litra pojemności. I takich właśnie wiaderek najbardziej potrzebuję. Są niewywrotne, trwałe, wielkie, a przy tym nadal niebrzydkie. No, chyba że są na nich jakieś odstręczające obrazki, to wtedy co innego. Ale nie mam jakoś natchnienia, by o nie spytać. Ani natchnienia, ani potrzeby. Zostaną więc na razie tajemniczymi kubkami o wymarzonym przeze mnie kształcie.
Kolejna rzecz, jaką warto pochwalić to pogoda. Widzicie, nie cierpię zimna. Minęły już dawno czasy, gdy nikomu nie chciało się palić w naszym mieszkaniu w piecach i średnia temperatura wynosiła jakieś 15 stopni. Wtedy to byłam odporna na niskie temperatury. Teraz pozostaje mi tylko powspominać, bo, co chyba ma związek ze spadkiem mojej masy ciała, marznę zawsze i wszędzie. Nawet wczoraj mi się to udało. Na dworze 20 ileś stopni, balkon otwarty, a Zuzanna pod kocem.
Nie zdziwi więc pewnie w związku z powyższym nikogo, że uwielbiam upał. Zeszłe lato rozczarowało mnie pod tym względem dość srodze, bo tylko kilka dni można było nazwać gorącymi. No co to ma być? To po to człowiek się cieszył, wyczekiwał, żeby potem nie wiedzieć przez większość czasu, czy ubrać długie czy krótkie spodnie i czy brać bluzę na wszelki wypadek? A teraz? No teraz to ja rozumiem, wreszcie się coś ruszyło. Mam nadzieję, że tak już zostanie. Przecież większość roku w Polsce to jakiś temperaturowy dramat, więc niechby choć parę tygodni pogoda porozpieszczała ciepłofili. Nie lubię mieć dylematów co ubrać. A mam je zawsze, gdy temperatura wynosi jakieś 21 do 23 stopni. Bo patrzcie: jeśli jest te 21 stopni i słońce grzeje, można by ubrać się na krótko. Jeśli natomiast słońce co chwila ukrywa się za chmurą, a do tego wieje, to i 23 stopnie mogą nie starczyć. A co, jeśli aura się złośliwie zmieni? No same problemy, moi mili, same problemy takie ni to ciepło, ni to zimno sprawia.

EltenLink