Miesiąc: luty 2021
Od czasu do czasu nachodzi mnie chętka, żeby coś tutaj jeszcze napisać. Lubię wrzucać na bloga swoje wypocinki, lubię widzieć ich pełną, skończoną formę, ich zgrabną całość (ale sobie dodaję, nie? xd), jest tylko jeden mały problem: tworzenie ich to już mi się tak nie podoba. Męczący to proces, wymagający skupienia (jeszcze spoko), dokładności (trochę gorzej), wytrwałości i cierpliwości oraz skoncentrowania (masakrycznie trudno) i przede wszystkim pomysłu, a z tym, to u mnie ostatnio cieniusieńko. Najciekawsze rzeczy, które się dzieją wolę zostawić dla siebie. Z kolei jeśli nie będę pisać nic, to Wy odśledzicie mojego bloga, a jeśli będę samymi bzdurami i nudami Was częstować, zrobicie to jeszcze prędzej, niż gdyby nic się tutaj miało nie pojawiać. Przejdę więc może do rzeczy. U mnie ostatnio jest tak: sesja nadchodzi nieubłaganie wielkimi krokami, a tupie tak, że ściany drżą, a ja razem z nimi trzęsę się z obawy. TYlko wiecie… Nie lubię o tym rozmawiać. Jakoś tak mierzi mnie temat zaliczania przedmiotów na studiach, a co za tym idzie, niniejszym go kończę.
Jeśli nie o nauce, to o czym by tu opowiedzieć? Zarzućcie temat w komentarzach, co chcielibyście ode mnie usłyszeć, a ja postaram się spełnić tę prośby.