Na grupie na fb pojawił się wpis pewnej pani, która pytała o radę: posłać swojego siedmioletniego niewidomego, całkiem normalnego i uzdolnionego muzycznie syna do ośrodka czy też do widzącej szkoły. Komentarze były… Różne. Powiedziałabym – skrajne i w dużej części nieobiektywne. Postarałam się zebrać to, co najlepsze w nich i swoje doświadczenia i oto, jak brzmi trzydziesty dziewiąty komentarz.
To ja też coś powiem. Nie mam zamiaru wciskać niczego na siłę, bo wybór należy do pani. Wypowiem się jednak raczej jednostronnie, bo przez cały czas edukacji przebywałam w ośrodku w Owińskach, a dopiero w tym roku, jak to się pięknie mówi, wyszłam do ludzi na studia. I może właśnie od tego faktu zacznijmy. Nie dostałabym się na studia, i to na jednym z tych lepszych wydziałów na lepszych uczelniach gdyby poziom edukacji w Owińskach nie był wystarczający, by zdać maturę z dobrymi wynikami. To jedna dobra wieść. Druga jednak jest trochę smutniejsza: przykro mi niezmiernie, ale wątpię, by wiele osób poszło w ślady moje i ludzi z mojej klasy. Kiedy przypomnę sobie osoby z roczników powiedzmy obecnie gimnazjalnych w Owińskach…. No nie. No… Nie. Po prostu to, czego nauczą się uczniowie zależy od możliwości większości klasy. Ten, który wystaje wiedzą ponad nich może mieć dodatkowe zajęcia, pewnie, ale szczerze mówiąc widziałam jeden taki wypadek gdzie ktoś miał w gimnazjum dodatkowy angielski na poziomie licealnym. Tak więc owszem, z poziomem to nie jest tak różowo. I tak, pewien wpływ mają na to osoby ze sprzężeniami. Przy czym chciałabym zaznaczyć, że ci, którzy mają upośledzenie lekkie są w osobnych klasach, choć czasem łączonych z normalnymi, więc nauczyciel musi się zajmować obiema grupami, co jednak nie szkodzi tym ze zwykłym nauczaniem uczyć się tego, czego powinni.
Druga interesująca panią kwestia to jak rozumiem muzyka. I tu szczerze mówiąc Owińsk nie polecam. Są nauczyciele, owszem, nauczyliby pewnie syna na dodatkowych zajęciach, ale przypuszczam, choć doświadczenia nie mam, że nie bardzo się to ma do szkoły muzycznej, choćby w Laskach.
Kolejna kwestia: w Łodzi i Bydgoszczy też są ośrodki, one też nie mają szkoły muzycznej.
Kolejna sprawa to fakt, że w szkole masowej czy też integracyjnej nauczyciele nie bardzo wiedzą jak się z niewidomym obchodzić. Że tak podam dwa przykłady, akurat osób, z masówek. Otóż, była sobie koleżanka, która w masówce wszędzie była prowadzana, wszystko za nią robiono, zawsze ktoś był obok i jej pomagał. Nauczyciel wstawiał jej piątki za to, że zrobiła zadanie patrząc do zeszytu na poprzednie i to miała być kartkówka. W podstawówce miała więc średnią typu 5,0 na koniec roku. A potem przyszła do Owińsk i się skończyła maniana, uczyć się trzeba było zacząć. I nagle z piątek zrobiły się jedynki, dwójki i trójki i okazało się, że koleżanka nie ogarnia za bardzo materiału. Podkreślmy, że do owej podstawówki przed nią a także po niej chodziły osoby niewidome. Za drugi przykład podam historię pewnego chłopca. Otóż chłopiec ten chodził do zerówki. Chodził rok, potem nauczyciele stwierdzili, że trzeba go zostawić na drugi rok. Gdy ów drugi rok się skończył, nauczyciele odkryli wielką prawdę: nie wiadomo co z nim zrobić, jak go uczyć. Przy czym wcześniej cały czas wszystko było w porządku, nie mieli problemów. Teraz chłopiec ma 8 lat i nie wiadomo co tu czynić. Opisuję te sprawy, by była pani świadoma, że trzeba cały czas trzymać rękę na pulsie. Ponadto nauczyciele mogą nie wiedzieć jak sobie z takim uczniem poradzić także dlatego, że stereotypowe postrzeganie niewidomego nie jest zbyt pochlebne. To, co ktoś wcześniej napisał, że możemy być uważani za ograniczonych umysłowo to święta prawda. Sama tego doświadczyłam szczerze mówiąc.
Jeszcze inny problem to jak postrzegany będzie syn wśród rówieśników. W dużej mierze zależy to od niego. Ale cudów też chyba nie ma się co spodziewać.
Kolejna sprawa to to, że w ośrodku faktycznie dziecko się ma duże szanse nauczyć wielu rzeczy. Widziałam jak przychodziły tam sześciolatki, które nie potrafiły kurtki powiesić na wieszak, założyć papci, jeść nożem i widelcem, posmarować chleba, pościelić łóżka. I powiem tak: po jakimś czasie umiały. Nie zapominajmy też o tym, co ktoś już wcześniej napisał: w ośrodku po prostu są dostosowane materiały do nauki. Tam też dzieci na pewno uczą się czytania i pisania brajlem. W szkole masowej czy integracyjnej… No właśnie, trzeba chyba się zastanowić jak miałby syn pisać. Brajlem? Do tego potrzebna osoba, która go w miarę zna, nie tylko taka, która nauczyła się alfabetu z kartki. Na komputerze? No można, tylko gdzie ortografia, gdzie wybór między uczeniem ze słuchu i że tak powiem wzrokowym? A do tego, jak ktoś pięknie stwierdził, w przypadku szkoły masowej jest potrzebny wielki wkład rodziców w nauczenie dziecka takich totalnych podstaw.
Prawie wszystko, co napisałam świadczy raczej za ośrodkiem. Oczywiście to nie wygląda tak wesoło. W ośrodku przede wszystkim, jeśli dziecko nie dojeżdża codzień do domu, jest odłączone od rodziny przez tydzień, jeśli daleko do domu to na więcej. Rodzice nie mają wielkiego wpływu na to, czego ono się uczy, z kim się zadaje, na kogo wyrasta. Z drugiej strony internat uczy pracy w grupie, a także pokory. Tam trzeba się stosować do regulaminu, obowiązującego wszystkich. Z drugiej strony nie raz 24 godziny na dobę trzeba przebywać z określonymi osobami, a niekoniecznie muszą to być wyłącznie ci, których by pani przypuszczam chciała widzieć w otoczeniu swego syna. Są ludzie z domu dziecka, z rodzin patologicznych, głęboko upośledzeni czy niezrównoważeni, a w grupie internatowej wszyscy spędzają czas razem i mają na siebie wpływ. W takiej szkole wszyscy znają wszystkich. Po pewnym czasie pozycja każdego się ustala i tak sobie taki ktoś żyje między kochaną panią Zosią, głupim panem Józiem a wredną panią Halinką. Nie trzeba nikogo nowego poznawać, być stawianym w nowych sytuacjach, robić na kimś pierwszego dobrego wrażenia, bo wszyscy i tak człowieka znają i temu nowemu opowiedzą. Oczywiście, da się poniekąd zniknąć, być nikim dla większej grupy ludzi, nie wychylać się, ale to środowisko w zasadzie jest jak wioska.
Podsumowując: syn może skorzystać i tu, i tu. W szkole masowej będzie mieć większe możliwości naukowe w takim sensie, że np zapewne jest tam większy wybór kółek i zajęć dodatkowych, integracja z widzącymi, prawdopodobnie wyższy poziom. Zaleta ośrodka to szkoła muzyczna, lepsze dostosowanie materiałów, większa wiedza nauczycieli i możliwość wymiany doświadczeń między pani synem a innymi niewidomymi. Jest parę niewidomych osób, które czuły się w masówce po prostu gorzej niż reszta, głupiej, z którymi inni nie chcieli się zadawać, którzy woleliby być w ośrodku choć przez część czasu, by dowiedzieć się wielu rzeczy, do których bez kontaktu z niewidomymi musieli dochodzić sami.
Wniosek: może najlepiej byłoby dać szansę i tej szkole, i tej? A w ogóle to optymalnie byłoby mieszkać tak blisko ośrodka, by można było dojeżdżać. Nie odcina się człowieka od rodziny i miejsca zamieszkania, kiedy przyjdzie na to czas może się sam uczyć dojeżdżać do szkoły, ćwiczyć orientację na własną rękę albo z kimś opłaconym, bez ograniczeń.
Przepraszam, jeśli wyszło to jakoś subiektywnie, ja tylko pragnę pomóc. Proszę odjąć od tego wszystkie objawy okazywania emocji i przyjąć resztę ?? Ciekawe, jaką decyzję pani ostatecznie podejmie. ??
Nie jestem zbyt zadowolona z tego wpisu. Faktycznie, wyszedł źdźbło subiektywny. Do tego chyba pewnych rzeczy nie trzeba tłumaczyć jak krowie na rowie. Jednak… Chyba coś wnosi, bo o pewnych rzeczach nikt wcześniej nie napomknął. Ciekawa jestem, co wy na to. I co owa pani na to. I co inni ludzie na grupie na to… Pewnie nie do końca pozytywne reakcje wywołam, nie zdziwię się. Najgorsze jest to, że coś mi tu nie pasuje. Pewnie się dowiem co już wkrótce gdy mnie pohejtują 😀
Ośrodek?
Na grupie na fb pojawił się wpis pewnej pani, która pytała o radę: posłać swojego siedmioletniego niewidomego, całkiem normalnego i uzdolnionego muzycznie syna do ośrodka czy też do widzącej szkoły. Komentarze były… Różne. Powiedziałabym – skrajne i w dużej części nieobiektywne. Postarałam się zebrać to, co najlepsze w nich i swoje doświadczenia i oto, jak brzmi trzydziesty dziewiąty komentarz.
To ja też coś powiem. Nie mam zamiaru wciskać niczego na siłę, bo wybór należy do pani. Wypowiem się jednak raczej jednostronnie, bo przez cały czas edukacji przebywałam w ośrodku w Owińskach, a dopiero w tym roku, jak to się pięknie mówi, wyszłam do ludzi na studia. I może właśnie od tego faktu zacznijmy. Nie dostałabym się na studia, i to na jednym z tych lepszych wydziałów na lepszych uczelniach gdyby poziom edukacji w Owińskach nie był wystarczający, by zdać maturę z dobrymi wynikami. To jedna dobra wieść. Druga jednak jest trochę smutniejsza: przykro mi niezmiernie, ale wątpię, by wiele osób poszło w ślady moje i ludzi z mojej klasy. Kiedy przypomnę sobie osoby z roczników powiedzmy obecnie gimnazjalnych w Owińskach…. No nie. No… Nie. Po prostu to, czego nauczą się uczniowie zależy od możliwości większości klasy. Ten, który wystaje wiedzą ponad nich może mieć dodatkowe zajęcia, pewnie, ale szczerze mówiąc widziałam jeden taki wypadek gdzie ktoś miał w gimnazjum dodatkowy angielski na poziomie licealnym. Tak więc owszem, z poziomem to nie jest tak różowo. I tak, pewien wpływ mają na to osoby ze sprzężeniami. Przy czym chciałabym zaznaczyć, że ci, którzy mają upośledzenie lekkie są w osobnych klasach, choć czasem łączonych z normalnymi, więc nauczyciel musi się zajmować obiema grupami, co jednak nie szkodzi tym ze zwykłym nauczaniem uczyć się tego, czego powinni.
Druga interesująca panią kwestia to jak rozumiem muzyka. I tu szczerze mówiąc Owińsk nie polecam. Są nauczyciele, owszem, nauczyliby pewnie syna na dodatkowych zajęciach, ale przypuszczam, choć doświadczenia nie mam, że nie bardzo się to ma do szkoły muzycznej, choćby w Laskach.
Kolejna kwestia: w Łodzi i Bydgoszczy też są ośrodki, one też nie mają szkoły muzycznej.
Kolejna sprawa to fakt, że w szkole masowej czy też integracyjnej nauczyciele nie bardzo wiedzą jak się z niewidomym obchodzić. Że tak podam dwa przykłady, akurat osób, z masówek. Otóż, była sobie koleżanka, która w masówce wszędzie była prowadzana, wszystko za nią robiono, zawsze ktoś był obok i jej pomagał. Nauczyciel wstawiał jej piątki za to, że zrobiła zadanie patrząc do zeszytu na poprzednie i to miała być kartkówka. W podstawówce miała więc średnią typu 5,0 na koniec roku. A potem przyszła do Owińsk i się skończyła maniana, uczyć się trzeba było zacząć. I nagle z piątek zrobiły się jedynki, dwójki i trójki i okazało się, że koleżanka nie ogarnia za bardzo materiału. Podkreślmy, że do owej podstawówki przed nią a także po niej chodziły osoby niewidome. Za drugi przykład podam historię pewnego chłopca. Otóż chłopiec ten chodził do zerówki. Chodził rok, potem nauczyciele stwierdzili, że trzeba go zostawić na drugi rok. Gdy ów drugi rok się skończył, nauczyciele odkryli wielką prawdę: nie wiadomo co z nim zrobić, jak go uczyć. Przy czym wcześniej cały czas wszystko było w porządku, nie mieli problemów. Teraz chłopiec ma 8 lat i nie wiadomo co tu czynić. Opisuję te sprawy, by była pani świadoma, że trzeba cały czas trzymać rękę na pulsie. Ponadto nauczyciele mogą nie wiedzieć jak sobie z takim uczniem poradzić także dlatego, że stereotypowe postrzeganie niewidomego nie jest zbyt pochlebne. To, co ktoś wcześniej napisał, że możemy być uważani za ograniczonych umysłowo to święta prawda. Sama tego doświadczyłam szczerze mówiąc.
13 odpowiedzi na “Ośrodek?”
Oo, myslałem, że komentarzy będzie stos, a tu pustki! Wypowiadałem się w tej kwestii zarówno we wzmiankowanym poście na FB jak i na forum Eltena więc chyba starczy na tyle. Ciekawe jest jednak to, że z reguły ludzie radzą to, jak byli uczeni sami. Swoją drogą ciekaw jestem jakby się miały statystyki odnośnie wykształcenia, zatrudnienia osób po masówce, ośrodkach i edukacji mieszanej o ile ktoś takie statystyki raczyłby sprawdzić.
Ooooo, panie… No szczerze mówiąc się też spodziewałam większego odzewu. A takie statystyki byłyby naprawdę interesujące.
Kurcze, planowałam skomentować, jak czytałam, ale coś mmi przeszkodziło, przeczytałam i nie skomentowałam.
Moim zdaniem masówka jest naprawdę dobrym rozwiązaniem, jeśli tylko rodzice są w stanie mu podołać. Osobiście nie wyobrażam sobie wysłać dziecka do ośrodka na cały okres edukacji
Zuzia. NO i co. Odpowiedział ci ktoś na ten Twój komentarz? Nie chcę mi się przedzierać przez kilkadziesiąt komentarzy w grupie. 😀
Tak po prawdzie, to jakoś nie bardzo.
Aha. A ty sie tak ładnie rozpisałaś, że normalnie niezła rozprawka by z tego była. 😀
Widać nie mieli nic do dodania 🙁
Noo. Zawsze tak jest! My się rozpisujemy, jak głupi, i nawet nie wiemy, czy ktoś ten komentarz do końca przeczytał.
Niestety. Mam nadzieję, że adresatka choć przeczytała, ale pewnie tak, bo sama ma w tym interes
Bardzo ładnie napisane i raczej ujęte wszystko. To tak bardzo zależy od ośrodka i od masówki, konkretnych obu, że aż trudno tak na sucho pisać. Ja bym mogła powiedzieć, żę jestem za tym i tym, w sensie najpierw tu a potem tu, no ale t oteż wynika z tego, że tak poszłam. A przykłądy ludzi przykłądami ludzi, ty się dostałaś na studia i wszystko zrobiłaś, cały czas będąc w szkole, ja byłam w podstawówce i gimnazjum w ośrodku, Bogu dzięki w moim przypadku, a potem przeszłam do liceum i byłam na to gotowa, w Laskach z kolei miałam kilkoro znajomych, którzy kompletnie nie umieli się uczyć, bo w masówkach ich przepychali, a z kolei Dawid ciągle był w masówkach, pójdzie dalej, jakby był widzący a nawet lepiej. WIęc to bardzo indywidualna kwestia niestety, uważam, że ludzie, pytając o to, powinni rozmawiać też prywatnie z konkretnymi osobami. Bo komentarzy zawsze będą setki, a przypadek przypadkiem.
Starałam się ująć sprawy ogólnie, jak widać zresztą chyba. Pewne fakty po prostu są niezaprzeczalne
Mi dużo ludzi po gimnazjum mówiło, że powinnam pójść do masówki, ale tego nie zrobiłam i teraz się cieszę, bo podejrzewam, że matury z matmy, tak dla przykładu, bym nie zdała.
Podoba mi się ten tekst.