Jeden z wątków na forum dotyczy naszego wyglądu. Chciałam dodać coś o sobie w komentarzu, ale jakoś dużo mi się napisało,, więc zrobię to tutaj.
Mam 164cm , około 50kg, włosy, które ciągle wszędzie znajduje (nawet w spodniach) sięgające prawie do pasa, niemal czarne, w dwóch wariantach fryzurowych: rozpuszczone i rozczochrane lubzwiązane gumką. Oczy to niby mam niebieskie, ale… No piękne to one nie są, od razu po nich widać, że coś jest nie tak. Figurę to mam niczego sobie. Okularów nie noszę. Długo by ze mną chyba nie przetrwały, przy moim tempie chodzenia i częstotliwości zderzeń z elementami otoczenia… Cechuje mnie nienawiść do dekoltów, bluzeczek z jakimiś koronkami, pierdołami, falbanami, zawijasami, fałdami, cekinami i innym ohydztwem. Noszę więc proste t-shirty, na to bluzy, najlepiej rozpinane, bo głupio jakoś jak się zgrzeję ściągać przez głowę. Nienawidzę również swetrów, bo są zbyt przewiewne. Do tego dżinsiki i koniecznie sportowy i praktyczny obów. Jeśli trampki, to tylko z gumą z przodu, żeby się nie pobrudziły za szybko. Również jasne szmaciane buty nie wchodzą za bardzo w grę, bo już zniszczyły mi się takie laczki w pralce i mam uraz. Typowo kobiece buty… Won! Baleriny najwyżej i to od wielkiego dzwonu. Z obcasami jakiejkolwiek wysokości trzymajcie się ode mnie z daleka. Sukienkę czy spódnicę mogę założyć z jakiejś okazji, proszę bardzo, tylko mam taki problem, że nawet jakoś nie posiadam żadnej takiej, która nie byłaby galowa. Biżuterii też nie noszę. Miałam jakieś dwa srebrne łańcuszki, pierścionek i branzoletkę, tylko gdziesik się zawieruszyły, więc nawet na studniówkę poszłam w tym roku bez ozdób. Torebka… A co to jest? Ja zawsze i wszędzie łażę albo z wielkimi kieszeniami, takimi, żeby wszedł portfel i Iphone, albo z wielkim plecakiem, takim, żeby wszedł laptop, ładowarka i może jeszcze np 6 kartonów soku i kilo karmy dla kota jeśli po drodze do domu zapragnę zrobić zakupy.
Usposobienie moje nie jest szczególnie anielskie. Jestem samowolna, leniwa, uparta, lubię się mądrzyć. Wszystko chcę robić po swojemu, bo jak zrobi ktoś inny, to pewnie nie tak jak oczekuję. Ponadto mam jakąś dziwną cechę, nie mam szczerze mówiąc pojęcia skąd to wynika, że ludzie, którzy mnie ledwo znają, po wymianie zdań, kilku godzinach spędzonych razem uważają, że jestem wojownicza, energiczna, nie dam sobie podskoczyć, że jak ktoś będzie się stawiał, to mu przyłożę. No fakt, delikatność to nie moja najmocniejsza strona. A jak czasem coś powiem, to nie wiadomo, śmiać się, płakać czy przypierdolić. Byliśmy np z paroma osobami w gościach. Dostaliśmy tam po talerzyku bigosiku. Gospodyni spytała gdy zjedliśmy czy jeszcze ktoś jest może głodny. Niewiele myśląc spytałam po prostu: "a jak tak, to co?" Zapadła ciężka cisza. Dopiero po chwili zorientowałam się jak to zabrzmiało. A chodziło mi wyłącznie o to, że jeśli jeszcze bym coś chciała, to co ewentualnie mogłoby to być. No cóż, dobrego wrażenia na owej pani nie wywarłam. W tym też nie jestem dobra prawdę mówiąc. Jednak mam chyba parę pozytywnych cech. Jestem praktyczna, o czym świadczy choćby sposób, w jaki się ubieram, mam jakieś tam poczucie humoru, staram się być jak najbardziej samodzielna i chętnie pomagam ludziom jeśli wiem w jaki sposób i potrafię tego dokonać. Np uczyć nie potrafię. Próbowałam w liceum pomagać koleżankom w nauce, stąd ten osąd. Można ze mną o różnych rzeczach porozmawiać. Jestem niby inteligentna, choć nie ma się czym chwalić, bo to nie moja zasługa tylko dar, nieważne Boży, losu czy przypadku, dar. Podobnie ze słuchem muzycznym i pewnie poczuciem humoru też, bo sorry, ale ono jest zależne od inteligencji.
Jest parę osób, które mnie lubią, wnioskuję, że jakieś powody ku temu posiadają. Tylko jakie? Słyszałam, że podobno lubimy ludzi, którzy są od nas słabsi, gorsi. No jeśli tak… To za co ja lubię choćby Tomeckiego albo taką Tygrysicę z teamtalka? Ja bym tę teorię rozszerzyła: lubimy też ludzi, których za coś podziwiamy, w których widzimy cechę sprawiającą, że ten ktoś staje się nam potrzebny do czegoś, bliższy.
Tak sobie dywaguję ciemną nocą, a powinnam robić coś zgoła innego. Mianowicie, w ramach zadania z wymowy muszę nagrać czytany przez siebie tekst. Za jeden błąd – złe postawienie akcentu, wymówienie jakiejś głoski jak polskiej czy brak redukcji samogłoski mam chyba pół punkta w dół, bo 20 takich błędów na dwie strony brajlowskie to już fail, czyli poniżej 6 pt na 10, czyli innymi słowy do poprawy.
#Filologia angielska na Uniwersytecie Adama Mickiewicza: polecam jeśli wam życie towarzyskie niemiłe, a stres, siedzenie cały dzień nad książką i zakuwanie tysięcy słówek, reguł gramatycznych tygodniowo, pisanie paragraphów i wszystkie wykłady prowadzone po angielsku miłe.
Dobra, kończę już, tak naprawdę termin na wysłanie tego nagrania upłynął dziś o północy, ale mam to w gdzieś, i tak na sobotę i niedzielę mamy wysłać kolejne, najwyżej babka przerzuci to, które teraz jeszcze postaram się zrobić zanim mnie sen nie zmoży do folderu ze spóźnionymi. Swoją drogą, tak straszyła, że nawet jak się wyśle minutę po północy to już będzie opóźnione, do sprawdzenia w innym terminie, a jak jej ostatnio dostarczyłam o wpół do pierwszej, to ani słowa nie usłyszałam poza tym, że zdałam 6 na 10. Życie na krawędzi 🙂
Jak powyżej napisałam: witajcie dzieci!
Nie jestem mistrzynią pióra, choć kiedyś chwalili mnie za opowiadania, które tworzyłam. Teraz tak sobie nad tym dumam i dochodzę do wniosku, że nie były szczególnie dobre. Były dziwne, osoby, które opisywałam były bardzo podobne do mnien samej, czyli również dziwne. Tyle tylko, że brzmiało to składnie, gramatycznie i starałam się, by było również zabawne, co czasem jak sądzę wychodziło oraz logiczne, co wychodziło pewnie dużo częściej 🙂 W każdym razie założyłam sobie tego oto bloga pod wpływem impulsu. No bo kurde, czemu nie? Na tej samej zasadzie – pod wpływem impulsu – założyłąm sobie konto na eltenie. No bo… Czemu nie? Coraz więcej o nim słyszę, a to ten ma eltena, a to tamten… "Nie będę gorsza" – pomyślałam sobie.
Zbyt często się raczej na tym blogu nic nie pojawi, bo ani czasu na to, ani cierpliwości, ale jak już się znajdzie, to jeśli nie będzie bardzo długie, obiecuję, że będzie napisane starannie.
To na tyle jeśli chodzi o wstęp. Teraz przejdę może dosedna, czyli nakreślę zgrubsza kim jestem i po co mi ten blog.
Jak moje dane w profilu głoszą, mam na imię Zuzanna. Moje nazwisko i tak jest eltenowiczom znane, więc przytaczać go nie będę. Nadmienię jedynie, że niestety nie mam żadnego przezwiska ani też moje nazwisko nie da się przekręcić tak, by utworzyć z liter coś ciekawego. A szkoda, bo tylu ludzi wokół ma to szczęście. Oczywiście, różnie mnie przezywano, moi bracia mówili na mnie Mara, do tej pory zdarza im się Szlama albo Pała Zakała. W szkole jeden piękny i uroczy jak klapy od dwóch sroczy kolega popisał się inwencją iprzez jakiś czas zwracał się do mnie Diabeł, nie wiem za bardzo czemu. Ale nic z tego się nie przyjęło i gdy teraz tworzę sobie nicki nie wiem jakie. Ten sam problem był zawsze przy tworzeniu nazwy konta mailowego. No bo jak nazwę jakoś głupio, to będę z tym musiała tak żyć. Jak nazwę imieniem i nazwiskiem to też głupio, bo co, każdy ma wiedzieć jak się nazywam? I tak potrafiłam siedzieć pół godziny przed komputerem, nie mogąc rozwiązać tego ważkiego problemu.
Życie jest ciężkie to moje motto życiowe. Z tym, że zwykłam wypowiadać te słowa z takim uśmiechem typu banan na ustach,i nie, nie chodzi o to, że taki żółty. Czasy, w których mogłabym to dodać skończyły się kilka latek temu. Życie jest ciężkie, co tu ukrywać, ale już parę lat temu odkryłam, że nie może, przynajmniej mi, być tak źle, żebym w końcu nie przywykła do stanu rzeczy. Nie znaczy to, żę się z nim pogodzę do końca, że mi będzie dobrze, że go nie będę odróżniać od innych – po prostu da się przetrwać nawet kiedy jest naprawdę niefajnie. Drugie moje spostrzeżenie z tamtego okresu brzmi: cierpienie nie uszlachetnia. Teraz w zasadzie mogłabym zmienić jego treść: cierpienie uszlachetnia, ale w oczach innych, którzy ci wspólczują. Ty możesz zmądrzeć, nauczyć się czegoś, ale czy to można nazwać szlachetnością? Mnie złe doświadczenia uczyły raczej cynizmu i rozgoryczały. No, ale dość "filozorzenia", bo nikt tego nie przeczyta do końca. Nazwa tego bloga jest taka szczerze mówiąc dlatego, że były to pierwsze słowa, jakie przyszły mi do głowy gdy uotworzyłam okieneczko "wpisz tytuł". No i w zasadzie… Pierwsze pomysły często okazują się bardzo dobre. W tej sytuacji to prawda, bo a: to jest moje ulubione poniekąd zdanie, b: mam tu zamiar sobie czasem ponarzekać, że życie jest ciężkie, przeplatając i przedstawiając swoje żale śmiechem. Oby się udało 🙂 Mam nadzieję, że nie skończy się na tym jednym wpisie. Chciałabym się przekonać, że warto