Jeśli o jaja chodzi, to jednak bezpieczniej je rozbijać przy pomocy dwóch rąk.
Ja przyznam szczerze, że rozbijam jajeczka nożem, to patent nauczony jeszcze na gospodarstwie, na tynieckiej.
Jajo w jedną rękę, nóż w drugą i tak mniej więcej na środku puk, puk, puk, aż tak prawie na pół będzie, potem nóż odkładamy, no i rozwieramy jajo na dwie połowy wylewając zawartość do naczynia.
ps. Bardzo fajny wpis i gratuluję mamie znaleziska.
Panie, toż ja dokładnie tak samo robię, tylko o krawędź garnka lub kant blatu. 🙂
Aaaa, to nie wiem, myślałem, że to wersja taka bardziej ryzykowna, ale w sumie, no tak. 🙂
No, ale czekaj, jak robisz nożem, to robisz bardziej nad naczyniem, więc jak już coś zacznie się skraplać, to na 99 procent wpadnie, a jak o kant, to zawsze może gdzieś indziej pocieknąć.
Nie może, spróbuj kiedyś sam. Jak nie rąbiesz z całej siły, to ono tylko pęka, a dopóki się go nie rozewrze palcami, trzyma się w środku w całości.
Karzdy rozbija jak wygodnie dziwięk jest super
zuzia, aja będę słuchać te twoje nagrania kuchenne.
mam nadzieję, że będzie ich jak najwięcej.
jeszcze jakieś orientacijno pzestrzenne, i nomralnie dodam twój blog do śledzonych.
A te farfocle to przepraszam, ale z czegóż to się robi?
no powiedziałam gdzieś tam. 🙂 To są po prostu wytłoczyny z wyciskarki.
wytłoczyny z owoców? zwróciłem uwagę na fakt, że nie wymieszałaś ciasta po wbiciu w nie jaj. a może tak trzeba w wypadku tych placków.
Nie no, mieszałam oczywiście, jednocześnie gadając o czymś innym.
Tak sobie słuchałem tego nagrania i pewnie bym go nie skomentował, ale jak zbliżałem się do końca zastanawiałem się czy dokonasz publicznej degustacji owego wynalazku. Dlaczego? Bo przypomniała mi się pewna sytuacja z podstawówki, pod koniec matmy pani przyniosła cosik i oznajmiła, czy widzieliście dziecie kiedyś Fistaszka? Było to mniej więcej pod koniec lat 80, wszyscy odparli, że nie, no to pani puściła go w obieg, poczym orzeszek wrócił do niej. Wówczas wzięła ekierkę rozbiła skorupkę i zerzarła go na oczach albo i uszach wszystkich, jak wielki niedosyt wówczas czuliśmy. Lepiej by było jakby z ową degustacją się wstrzymała. Ty prezentowałaś przepis, to co innego, bo rzadko kto robi coś bez degustacji, wówczas ona tak nie razi, jeśli coś smakuje może zachęcić do zrobienia owej rzeczy. A ona zerzarła go i nic, zapomniała o najważniejszym, dała nam go omerać ale nie opisała nam jego smaku, tylko wyszła z klasy.
12 odpowiedzi na “Placuchy z farfocli (Audio)”
Jeśli o jaja chodzi, to jednak bezpieczniej je rozbijać przy pomocy dwóch rąk.
Ja przyznam szczerze, że rozbijam jajeczka nożem, to patent nauczony jeszcze na gospodarstwie, na tynieckiej.
Jajo w jedną rękę, nóż w drugą i tak mniej więcej na środku puk, puk, puk, aż tak prawie na pół będzie, potem nóż odkładamy, no i rozwieramy jajo na dwie połowy wylewając zawartość do naczynia.
ps. Bardzo fajny wpis i gratuluję mamie znaleziska.
Panie, toż ja dokładnie tak samo robię, tylko o krawędź garnka lub kant blatu. 🙂
Aaaa, to nie wiem, myślałem, że to wersja taka bardziej ryzykowna, ale w sumie, no tak. 🙂
No, ale czekaj, jak robisz nożem, to robisz bardziej nad naczyniem, więc jak już coś zacznie się skraplać, to na 99 procent wpadnie, a jak o kant, to zawsze może gdzieś indziej pocieknąć.
Nie może, spróbuj kiedyś sam. Jak nie rąbiesz z całej siły, to ono tylko pęka, a dopóki się go nie rozewrze palcami, trzyma się w środku w całości.
Karzdy rozbija jak wygodnie dziwięk jest super
zuzia, aja będę słuchać te twoje nagrania kuchenne.
mam nadzieję, że będzie ich jak najwięcej.
jeszcze jakieś orientacijno pzestrzenne, i nomralnie dodam twój blog do śledzonych.
A te farfocle to przepraszam, ale z czegóż to się robi?
no powiedziałam gdzieś tam. 🙂 To są po prostu wytłoczyny z wyciskarki.
wytłoczyny z owoców? zwróciłem uwagę na fakt, że nie wymieszałaś ciasta po wbiciu w nie jaj. a może tak trzeba w wypadku tych placków.
Nie no, mieszałam oczywiście, jednocześnie gadając o czymś innym.
Tak sobie słuchałem tego nagrania i pewnie bym go nie skomentował, ale jak zbliżałem się do końca zastanawiałem się czy dokonasz publicznej degustacji owego wynalazku. Dlaczego? Bo przypomniała mi się pewna sytuacja z podstawówki, pod koniec matmy pani przyniosła cosik i oznajmiła, czy widzieliście dziecie kiedyś Fistaszka? Było to mniej więcej pod koniec lat 80, wszyscy odparli, że nie, no to pani puściła go w obieg, poczym orzeszek wrócił do niej. Wówczas wzięła ekierkę rozbiła skorupkę i zerzarła go na oczach albo i uszach wszystkich, jak wielki niedosyt wówczas czuliśmy. Lepiej by było jakby z ową degustacją się wstrzymała. Ty prezentowałaś przepis, to co innego, bo rzadko kto robi coś bez degustacji, wówczas ona tak nie razi, jeśli coś smakuje może zachęcić do zrobienia owej rzeczy. A ona zerzarła go i nic, zapomniała o najważniejszym, dała nam go omerać ale nie opisała nam jego smaku, tylko wyszła z klasy.