Wykopalisko 1 – Początek autobiografii :D

Skopiowałam sobie ze starego dobrego stacjonarnego komputerzyska, którego nie uruchamiałam od najmniej półtora roku swoje zapiski. I znalazło się wśród nich takie cudo. Jako jedno z raczej nielicznych dzieł, które są nawet udane, zamieszczam je tutaj, z bardzo drobnymi korektami.

Żyła pewnego razu jedna dziewczynka. Nazywała się
Zuzanna Mikler. Była to taka trochę dzika,
oryginalna osoba. Może część poprzedniego zdania można zakwestionować,

Skopiowałam sobie ze starego dobrego stacjonarnego komputerzyska, którego nie uruchamiałam od najmniej półtora roku swoje zapiski. I znalazło się wśród nich takie cudo. Jako jedno z raczej nielicznych dzieł, które są nawet udane, zamieszczam je tutaj, z bardzo drobnymi korektami.

Żyła pewnego razu jedna dziewczynka. Nazywała się
Zuzanna Mikler. Była to taka trochę dzika,
oryginalna osoba. Może część poprzedniego zdania można zakwestionować,
ale na pewno nie można powiedzieć, że nie ma w nim choć odrobiny prawdy.
Bo ta dziewczynka była jednak troszkę… specyficzna.
Kiedy miała szesnaście lat i zastanowiła się
nad tym, jaka była gdy miała osiem czy dziesięć,
musiała przyznać samej sobie, że chyba nie bardzo
jest się czym chwalić. Przypomniała sobie
jak to musiała po raz pierwszy zostać w internacie
po szkole i tam czekać na kogoś, kto
by ją zawiózł do domu. Wtedy obraziła się na cały świat, bo… Właściwie
nie wiedziała już czemu, ale pamiętała, że była obrażona
i przez dobre kilkadziesiąt minut obrażona na cały świat wytrwale zatykała sobie
palcami uszy, żeby nie słyszeć denerwujących ją
swoim gadaniem wychowawczyń. Wróciły wspomnienia, jak
to na kółku informatycznym siedziała pod biurkiem, a nauczyciel
stwierdził tylko, że cieszy się, że nie musi wstawiać jej ocen, jak to gdy była
w pierwszej klasie podstawówki biegała i przytulała się do każdego, kogo
zobaczyła na korytarzu szkolnym. Potem wszyscy uczniowie uciekali od niej, krzycząc "uwaga, dusiciel!"
Albo jak próbowała wszystkich podnosić, zresztą z dobrymi skutkami… Oj, było tego trochę.
Przypomniawszy sobie te wszystkie dość żenujące szczegóły
i przemyślawszy je chwilę doszła wreszcie do wniosku: "o żal,
ale ja byłam masakrycznie dzikim dzieciakiem! Normalnie potworek!"
Nie podniósł jej na duchu ten wniosek.
Spytała swoich koleżanek ze szkoły jak
one pamiętają same siebie z czasów gdy były w pierwszej, trzeciej
klasie. Ich odpowiedzi, co ją nieco zdziwiło i zarazem
trochę ucieszyło, brzmiały dość podobnie
do tego, co sama o sobie sądziła. Uznała więc,
że w takim razie nie ma się za bardzo czym przejmować.
A poza tym co było a nie jest nie pisze się w rejestr, czyż nie? Z tym, że niektórzy nauczyciele z całą pewnością zapamiętają niektóre z jej wybryków.
Kiedy była w drugiej klasie, dowiedziała się ni stąd
ni z owąd, że już nie będzie po lekcjach zostawała w grupie w internacie.
Teraz będzie czekać na dowóz do domu w świetlicy. Nie spodobała
się jej ta wiadomość. Obeszła rzeczoną świetlicę dookoła
z niezadowoleniem oglądając całe, zresztą niezbyt
bogate wyposażenie. Potem stanęła pod ścianą i ze złością
wyraziła swój krytyczny osąd:
"na więzienie niezłe".
Potem przyzwyczaiła się w końcu do tej zmiany
Przez pewien czas w świetlicy nie było niemal nic.
Za wyposażenie służyło kilka stołów, krzesła,
i właściwie niewiele więcej. Było bardzo nudno.
Prawie żadnych rzeczy, którymi można się bawić.
Tylko plastelina w czterech kolorach, kredki, papier i pani
do męczenia. A czasem pan, ale on się nie dawał. Ach, no tak, jeszcze książki.
Pani czasem czytała, ale przestała kiedy tylko pojawiło się więcej zabawek.
Szkoda trochę, nasza dziewczynka bardzo
lubiła słuchanie książek. Właściwie można powiedzieć,
że to był bardzo ważny element jej życia.
Nie wiadomo, jak jej rodzina przetrzymała ten cały czas,
w którym dziewczynka słuchała książek na kasetach na cały regulator.
To naprawdę dziwne, że jej nikt wtedy
nie zadusił poduszką. Cóż, są takie rzeczy
na niebie i ziemi, o których się fizjologom nie śniło.
Jedną ze swoich koleżanek nasza dziewczynka spotkała poraz
pierwszy kiedy ta przyjechała zobaczyć
ośrodek. Wychowawczyni zawołała
Zuzkę do klasy.
– możliwe, że w przyszłym roku będziecie w jednej klasie – powiedziała pani Ilona.
Zuzka uścisnęła spoconą rękę przyszłej koleżanki.
Spojrzała na nią. Była dość wysoka, wyższa od naszej bohaterki.
Miała na sobie coś czerwonego chyba. "Pewnie druga taka Lidka, może jakaś eska –
oceniła Zuzka.
Lidka to taka cicha, spokojna dziewczynka, która
nigdy nie odzywała się nie proszona. Zawsze sumiennie robiła
to, co miała zadane i nigdzie się nie udzielała.
Gdy po latach Zuza spytała swą, wtedy już bynajmniej nie nową koleżankę jak ona
zapamiętała ich pierwsze spotkanie, usłyszała:
"Miałaś wtedy na sobie brudną bluzę".
"No, całkiem możliwe, była już noszona któryś dzień z kolei. taka
granatowo-biała, jeszcze pamiętam" – przypomniała sobie nasza bohaterka.
A w następnym roku ta dziewczynka znalazła się w tej samej
klasie co Zuza. Polubiły się nawet, a tamta wcale nie okazała się eską.
Na przerwach chodziły ze sobą trzymając się za rękę. Kiedyś poszły
do automatu z batonikami, który stał koło świetlicy.
Zdążyły jeszcze usłyszeć jak dwoje czy troje starszych uczniów
próbowało z niego wydostać swoje pieniądze.
– E tam, chodźcie, już nie wyda – stwierdził
któryś z nich.
Odeszli, a dziewczynki stanęły przed
automatem. Koleżanka Zuzi wrzuciła pieniążki, nacisnęła przycisk, wyleciał
oczywiście batonik i reszta.
– O wydało mi więcej – być może powiedziała koleżanka.
Potem szarpnęła Zuzkę i zaczęły uciekać, a ci, którzy kupowali przed nimi wołali, by się zatrzymały
Śmieszne. Oj, ale ta koleżanka to trzeba
przyznać bywała nieuczciwa. Jak
zresztą chyba wszyscy. Trudno byłoby znaleźć osobę,
która nigdy nie złamała jakiegoś przykazania.
Ale ona… Z tej słodkiej
dziewczynki wyrośnie cwana, jak trzeba to i wyrachowana
niegłupia kobieta.
Zuzka gdzieś to podświadomie czuła, ale nazwać nie
potrafiła przez długie lata.
W ogóle, cienias z niej raczej był jeżeli
chodzi o obserwowanie i określanie innych.
Taka spostrzegawczość jest u kobiet
raczej częsta, a u niej niemalże nie istniała.
Lepiej jej szło na przykład analizowanie tekstu
i łączenie faktów, które w nim się znalazły.
Zapamiętywanie naprawdę drobnych szczegółów też jej zawsze
dobrze się udawało. Ale nie wiedzieć czemu nie
w rozmowach, życiu codziennym.
Chociaż to też się zdarzało.
Ale mniejsza z tym.
Zuza zawsze lubiła czytać książki.
Była to jej największa pasja.
Ale nie lubiła czytać ich osobiście.
Nie, do tego to nie była
szczególnie chętna. Wolała
z biblioteki książki mówionej dla niewidomych.
Szła sobie jej matka, niekiedy
z bratem albo z jej ojcem nawet,
brała torbę podróżną i przynosili
do domu kasety.
Ładnie zapakowane, w takich specjalnie robionych
długich pudełkach. Te,
które miały na końcu na pokrywce zieloną nalepkę były
dla dzieci.
Te z żółtą – dla wszystkich, czyli dla dorosłych,
a te, które czasem widziała kiedy sama zaczęła do biblioteki
chodzić, które miały czerwone
nalepki… No, nie wiedziała dla kogo są,
chociaż pani jej kilkukrotnie wyjaśniała.
Ale ona nigdy takiej nie dostała.

I tu kończy się ta historia, jest napisana na tyle fajnie, że aż trochę kusi, by skończyć.

6 odpowiedzi na “Wykopalisko 1 – Początek autobiografii :D”

Skończ, fajnie sie czytało.
P.S. Też Cię pamiętam, jako taką zwariowaną, dziką, troszkę szaloną dziewczynkę. 😀

No widzisz, nie bardzo. A ja o paru rzeczach jeszcze nie wspomniałam. Np, miałam takiego kolegę, który się non stop kiwał. Jak się zaczynał bujać, to ja go łokciem w brzuch. W ogóle, rozwiązania siłowe były moimi ulubionymi

Hahaha. A ja nigdy nie rozumiałam o co chodzi z tym kiwaniem. Rozmawiam sobie z kimś, i ten ktoś MI mówi, że się kiwa, a ja takie, ale po co? 😀 Nigdy się nie kiwałam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink