Normalnie chodzenie do weterynarza w celu obcięcia kotu pazurów uważam za przejaw cieniasowstwa i najprostszą drogę do pozbycia się pieniędzy na własne życzenie. Jednak w wypadku Łaciatka podejście to ulega całkowitemu zawieszeniu. Skoro dwie osoby na raz nie potrafiły pozbawić go więcej niż jednego pazura, starając się robić to przez bez mała godzinę, to domowymi metodami się najwyraźniej po prostu nie da. Problem polega na tym, że on od jakiegoś czasu cierpi na chorobę o nieznanej mi nazwie, która sprawia zdaniem naszej weterynarz, że jego organizm odrzuca pazury jako takie. Skutkiem tego, szpony robią mu się coraz dłuższe, coraz bardziej krzywe i pokraczne i wcale się nie złuszczają. W końcu Łaciatek chodzi, stukając nimi o podłogę jak pies. Bardzo tyflo, bo słychać dobrze gdzie aktualnie się znajduje, ale z drugiej strony nie wątpię osobiście, że sprawia mu to ból, a przynajmniej dyskomfort.
Zwykle obcinanie mu pazurów u wterynarza przebiegało wręcz irytująco spokojnie. Rozlegało się tylko lekkie, acz mocno rozdrażnione burczenie i ciachanie obcinacza, a za minutkę było po wszystkim. Myślałam sobie wtedy zawsze, że to widać ja coś robiłam nie tak, wykazywałam złe podejście. A może on czuje respekt przed obcymi i dlatego pozwala na tak wiele? A może oni po prostu mają jakieś magiczne sztuczki, którymi zamykają mu ten wrzeszczący dziób?
Sprawa wyjaśniła się przy ostatniej wizycie. No więc nie, oni nie mają zadnych wyrafinowanych metod panowania nad kotami. Takiego darcia parcha, jakie łaciatek zaprezentował, dawno, oj dawno nie słyszałam. Dość powiedzieć, że siedziałam dobre parę metrów dalej, a jego wrzask jednak zdołał mnie ździebko ogłuszyć. Brzmiało to strasznie, jakby go mordowano, ale ja już dobrze wiem z własnych doświadczeń, że on dużo więcej krzyczy, niż to warto. Poza tym pokąsał lekarza, choć trzymali go we dwoje i musieli… No, przynajmniej próbowali mu zasłonić głowę, żeby nie widział, jak pazury znikają.
Gdy zniknął ostatni, pani weterynarz stwierdziła, że Łaciatek to bardzo trudny przypadek. Czyli w sumie w delikatniejszych słowach wyraziła to, co powiedział nasz poprzedni weterynarz – że tak agresywnego kota to jeszcze tu nie mieli. A moje zdanie jest takie, że w przyrodzie nic nie ginie i łaciaty najwyraźniej jest przeciwwagą dla Czarnego. Gdyby charaktery ich dwóch połączyć, wyszłyby dwa całkiem normalne, w miarę znośne koty.
Kategorie
14 odpowiedzi na “Mały morderca”
W sumie biedny kotek.
W sumie tak, al inaczej się z nim nie da. A rzynajmniej ja nie mam pomysłu, a zaradność to jednak moja nie najgorsza strona.
Nie no, jak się nie da, to się nie da, ale i tak biedny
Moja suka przejawia dokładnie tak samo agresywne zachowanie przy obcinaniu pazurów. Mimo założonego kagańca weterynaryjnego, mimo trzymania jej przez kilka osób, nie wydziera się, ale wierzga to to, silne jak jasna cholera mimo, że kundel i tyle, na ile się da ma opcięte ;D
Biedny kotek.
No cóż, szkoda kota. Ale powiedz Zuzka obcinałaś kotu pazury po niewidomemu? Czy jednak zawsze to był ktoś widzący?
Pytam o to dlatego, że przy obcinaniu trzeba widzieć dokąd można obciąć i stąd ta ciekawość.
I tak, i tak. Zresztą, po obcięciu odpowiedniej ilości pazurów, niewidomy też jest w stanie zrobić to jak trzeba.
Nie wiem, nie znam się, ale może jakiś bardzo ostry drapak i sam sobie sierściuch spiłuje?
Nie chciałby korzystać, już ja go znam.
Słyszałem, że warto takie drapaki skropić kroplami walerianowymi, które działają na koty jak feromony
Nie na tego łapciucha. Jemu można nasercowymi kroplami machać pod nosem i nawet nie mrugnie.
Przyznam, dziwny ten sierściuch 🙂
Niekoniecznie. Niekażdy kot reaguje na takie substancje i tyle. Zajrzyj do wpisu "czarrna namiętność", tam jest to doskonale zobrazowane.
Cytowana tu często prze ze mnie Kasia z rodziny, pracuje w salonie zwierząt, jak się widzimy często dyskutujemy na różne pytania, kiedyś zapytałem czy zwierzęta sprawiają jakieś problemy przy obsłudze? Kasia odparła, że raczej nie. Za kilka tygodni dzwonię do niej a ona, jestem na zwolnieniu pies mnie ugryzł, za kilka dni znowu dzwonię i pytam jaktam, a Kasia goi się jak na psie.