Oto kilka prostych prawd, których dowiedziałam się o studiach:
1: to, że ja przed początkiem roku nie ogarniałam co się wokół dzieje, to nic dziwnego. Niewiele było chyba osób, które czuły, że trzymają rękę na pulsie. Prosty przykład: dopiero dzień czy dwa przed rozpoczęciem zajęć dopisałam się do grupy mojego roku na fb. Przeraziła mnie ilość postów z pytaniami, wieloma takimi, na które ja już znałam odpowiedź od dłuższego czasu, typu gdzie i o której jest wydziałowe rozpoczęcie roku, jak zapisywać się do grup czy ile się płaci za legitymację. Uspokoiło mnie to i uradowało szczerze mówiąc. Całe wakacje stresowałam się, że ciągle będę musiała o coś pytać, że nic nie wiem o organizacji, o zajęciach, na co się zapisać i jak dokonać tych wszystkich rzeczy, które student powinien ogarniać już sam, a ja nawet nie wiem co to za jedne.
2: Po tym, jak pomimo, iż w planie ramowym i rozpisce, który wydział na co może się zapisać nie udało mi się wcisnąć na zajęcia z wf, na które chciałam iść, być może nawet dlatego, że już był komplet, wpadłam w rozpacz. No bo co, jak ja mam chodzić, jak nie jestem nigdzie przypisana? Łe jeny, i co ja tyro bidno zrobię? Na szczęście mam starszego brata. Brat ów ma na szczęście studenckie doświadczenie. I jak brat dobry doradził mi, żebym po prostu poszła sobie spokojnie do sekretariatu szkoły wychowania fizycznego, a już oni mnie tam wcisną gdzie chcę. Poszłam więc i spokojnie załatwiłam sprawę. Dopisała mnie babka na te zajęcia, które mi się tak marzyły jako dziewiątą osobę do teoretycznie ośmioosobowej grupy. Można? Można. I taka rada, gdyby Wam się tak miało zdarzyć: jeśli Wam życie miłe, zaklinam Was, pod żadnym pozorem nie idźcie do tego miejsca wcześniej niż jakieś 3-4 dni po terminie internetowych zapisów. W tych pierwszych dniach stoją tam zapewne takie kolejki jak na UAM. A na UAM ogon ciągnął się od sekretariatu na pierwszym piętrze aż na dwór. Jeśli jesteście niepełnosprawni, i tak dostaniecie się pewnie na jakiś wf dedykowany dla niepełnosprawnych.
3: Nie tylko ja zwróciłam na to uwagę, na innych uczelniach też tak jest. Trochę mnie to zdziwiło i zastanawiam się skąd wszyscy o tym bez pytania wiedzieli. W czasie ćwiczeń, na wykładach tak tego nie widuję, można sobie tak po prostu wyjść bez słowa na papieroska i wrócić. Jako, że jestem po ośrodku to mnie to dziwi. Nie wiem, może tak w masówkach jest?… To taka ciekawostka. W ogóle, tak odchodząc od tematu, studia są dużo swobodniejsze. W końcu wszyscy tam są dorośli, nikt nikogo nie będzie przecież kontrolował. Ale to jest takie inne od ośrodkowych zasad. Mogę sobie po prostu skoczyć do sklepu i nikt się nawet nie obejrzy. Nie muszę nikomu się opowiadać co robię, gdzie idę, o której kończę i zaczynam. Gdybym paliła, nie musiałabym się z tym kryć po kątach ani nikomu z oczu schodzić. To są chyba przywileje dorosłości. No nie, nie chyba: na pewno.
Małe wielkie odkrycia
Oto kilka prostych prawd, których dowiedziałam się o studiach:
1: to, że ja przed początkiem roku nie ogarniałam co się wokół dzieje, to nic dziwnego. Niewiele było chyba osób, które czuły, że trzymają rękę na pulsie. Prosty przykład: dopiero dzień czy dwa przed rozpoczęciem zajęć dopisałam się do grupy mojego roku na fb. Przeraziła mnie ilość postów z pytaniami, wieloma takimi, na które ja już znałam odpowiedź od dłuższego czasu, typu gdzie i o której jest wydziałowe rozpoczęcie roku, jak zapisywać się do grup czy ile się płaci za legitymację. Uspokoiło mnie to i uradowało szczerze mówiąc. Całe wakacje stresowałam się, że ciągle będę musiała o coś pytać, że nic nie wiem o organizacji, o zajęciach, na co się zapisać i jak dokonać tych wszystkich rzeczy, które student powinien ogarniać już sam, a ja nawet nie wiem co to za jedne.
2: Po tym, jak pomimo, iż w planie ramowym i rozpisce, który wydział na co może się zapisać nie udało mi się wcisnąć na zajęcia z wf, na które chciałam iść, być może nawet dlatego, że już był komplet, wpadłam w rozpacz. No bo co, jak ja mam chodzić, jak nie jestem nigdzie przypisana? Łe jeny, i co ja tyro bidno zrobię? Na szczęście mam starszego brata. Brat ów ma na szczęście studenckie doświadczenie. I jak brat dobry doradził mi, żebym po prostu poszła sobie spokojnie do sekretariatu szkoły wychowania fizycznego, a już oni mnie tam wcisną gdzie chcę. Poszłam więc i spokojnie załatwiłam sprawę. Dopisała mnie babka na te zajęcia, które mi się tak marzyły jako dziewiątą osobę do teoretycznie ośmioosobowej grupy. Można? Można. I taka rada, gdyby Wam się tak miało zdarzyć: jeśli Wam życie miłe, zaklinam Was, pod żadnym pozorem nie idźcie do tego miejsca wcześniej niż jakieś 3-4 dni po terminie internetowych zapisów. W tych pierwszych dniach stoją tam zapewne takie kolejki jak na UAM. A na UAM ogon ciągnął się od sekretariatu na pierwszym piętrze aż na dwór. Jeśli jesteście niepełnosprawni, i tak dostaniecie się pewnie na jakiś wf dedykowany dla niepełnosprawnych.
3: Nie tylko ja zwróciłam na to uwagę, na innych uczelniach też tak jest. Trochę mnie to zdziwiło i zastanawiam się skąd wszyscy o tym bez pytania wiedzieli. W czasie ćwiczeń, na wykładach tak tego nie widuję, można sobie tak po prostu wyjść bez słowa na papieroska i wrócić. Jako, że jestem po ośrodku to mnie to dziwi. Nie wiem, może tak w masówkach jest?… To taka ciekawostka. W ogóle, tak odchodząc od tematu, studia są dużo swobodniejsze. W końcu wszyscy tam są dorośli, nikt nikogo nie będzie przecież kontrolował. Ale to jest takie inne od ośrodkowych zasad. Mogę sobie po prostu skoczyć do sklepu i nikt się nawet nie obejrzy. Nie muszę nikomu się opowiadać co robię, gdzie idę, o której kończę i zaczynam. Gdybym paliła, nie musiałabym się z tym kryć po kątach ani nikomu z oczu schodzić. To są chyba przywileje dorosłości. No nie, nie chyba: na pewno.
2 odpowiedzi na “Małe wielkie odkrycia”
Trafiłaś w sedno. 😀
Tak samo jest u mnie w szkole policealnej. Na początku się zdziwiłem, że dyrektorka wchodzi jak by gdyby nic bez przepraszam panie Piotrze itp., a potem już nie dziwiłem się jak ktoś wychodził na papierosa i wracał.